Współczesne dziecko od najmłodszych lat dojrzewa w świecie wysokich technologii. Życie w nieustającym kontakcie z zabawkami elektronicznymi, telewizorem, komputerem/ internetem, tabletem, telefonem komórkowym może w najbliższym czasie stać się dominującą formą socjalizacji młodego człowieka. Neurobiolodzy zauważają z niepokojem, że dzieci urodzone w epoce wysokich technologii (od końca lat dziewięćdziesiątych XX w.) w odmienny sposób kształtują swoje relacje ze światem, ludźmi i językiem.
Dając małym dzieciom do ręki smartfon czy włączając telewizję, narażamy je na ogromne konsekwencje, z którymi będą się musiały borykać w całym swoim dorosłym życiu.
U dzieci, które już od wczesnych lat miały kontakt z nowymi technologiami, dostrzegamy dwie zasadnicze dysfunkcje. Pierwszą z nich jest stan nieustannego rozproszenia, czyli zaburzenia uwagi i trudności z dłuższym skupieniem się na stałym obrazie. Druga to optodysleksja, czyli kłopoty z czytaniem. Dzieci czytają znacznie wolniej, mają problem ze zrozumieniem tekstu. Jest to związane z brakiem odpowiedniej liczby ruchów gałek ocznych i zdolności akomodacji. Pojawia się jeszcze jeden, bardzo ważny problem, który w psychologii nazywany jest brakiem wzajemnej obecności.
Dziecku potrzebna jest nieustanna interakcja z rodzicem. Dziecko, patrząc w ekran, nie uczy się społecznych zadań, czyli przede wszystkim odczytywania wyrazu twarzy, uczenia się wypowiedzi z kontekstu. A to jest okres w rozwoju dziecka, gdy ono najwięcej chłonie – jeszcze nie wszystko rozumie, ale już nieświadomie się uczy.
Dziecko nie zna wszystkich słów, którymi się do niego zwracamy. Uczy się tego, patrząc na nasze twarze, jak reagujemy, jak się zachowujemy. Uczy się ironii i rozumienia przenośni. Twarz jest pierwszym tekstem, który dziecko czyta. Ale kiedy siedzi przed komputerem, telewizorem, to nie obserwuje mimiki rodziców, a tym samym nie wychwytuje emocji, zmian w wyrazie oczu.
Żaden komputer, telewizor, ani program w nim oglądany nie zastąpi żywego słowa, które ma szansę zaistnieć w naturalnym kontakcie z drugim człowiekiem. Słowo, które dziecko odbiera za pomocą technologii, jest słowem biernym, nie pozwalającym na naturalny dialog, powrócenie do rozmowy. Żywe słowo, dialog z drugim człowiekiem, interakcja z nim są odbierane i przetwarzane w lewej półkuli mózgu (językowej). Są to sytuacje, które stymulują pozytywnie rozwój języka u dziecka. Słowo bierne, migający obraz na ekranach jest analizowany i odbierany przez prawą półkulę (niejęzykową). Przewaga bodźców prawopółkulowych blokuje odbiór lewopółkulowym i tym samym nie pozwala na rozwój mowy i języka.
U dziecka, które od początku swojego rozwoju otrzymuje głównie stymulacje prawopółkulową (dynamiczny obraz, muzyka, dźwięki niewerbalne) może dojść do zablokowania ośrodków językowych, znajdujących się w lewej półkuli mózgu. Wówczas przyjmowanie językowych komunikatów nie będzie przebiegało na właściwym poziomie, stąd może zacząć mówić z opóźnieniem lub wcale nie podejmować prób komunikacji językowej. Ponadto, neurony preferują utarte dźwięki lub obrazy, znane z przekazów medialnych, które skutecznie konkurują z nowymi komunikatami językowymi. Mózg bowiem nie jest w stanie działać efektywnie, gdy pojawia się nadmiar płynących do niego informacji, dlatego ignoruje dźwięki językowe, gdy dziecko bawi się elektryczną zabawką lub korzysta z tabletu.
Ponadto, dzieci śledząc akcję, pomijają warstwę językową, która ograniczona i tak jest jedynie do krótkich sekwencji, a dodatkowo atrakcyjność wizualna odwraca ich uwagę od języka mówionego, przyczyniając się do opóźnień rozwoju mowy. Dodatkowo, charakterystyczny jest język telewizji, który zawiera sprzeczności, słownictwo potoczne oraz przesadne. Język ten nie jest dostosowany do dzieci, wcale nie angażuje w treść tego co jest przekazywane. Mali widzowie skupiają wówczas swoją uwagę na wskazówkach wizualnych, a nie na kontekście werbalnym. Nawet jeśli w programach stosowany jest dziecinny język i bohater opowiada o tym co robi, dziecko może nie zwracać na to uwagi, bo akurat skupiło się na czymś innym, co wcale nie jest poruszane w komunikatach. Przekazom medialnym brakuje także interaktywności, ponieważ kiedy dziecko woła, uśmiecha się czy podejmuje inną aktywność w stronę bohaterów telewizyjnych, oni mu nie odpowiadają, nie przerywają też by wspomóc go w próbie powtórzenia słowa. Natomiast w kontakcie bezpośrednim, z drugą osobą wygląda to inaczej, ponieważ dziecko spotyka się z reakcją tej osoby. Zazwyczaj ktoś mu bliski nazywa to, na co ono patrzy, podaje mu to, naśladuje próby jego wokalizacji, rozumie jego grymasy, a tym samym daje znać, że jego komunikaty mają znaczenie, a to jest niezbędne do prawidłowego rozwoju językowego.
Wyniki badań doktora Daniela Andersona z Uniwersytetu Stanu Massachusetts wskazują, że dzieci poniżej 24. miesiąca życia nie uczą się słownictwa z telewizji. Ponadto, jeśli w domu przez większą część dnia włączony jest telewizor, kontakty między dzieckiem a rodzicem, ulegają zmniejszeniu o 20%. Ceniony psychiatra i badacz mózgu, Manfred Spitzer, (autor m.in. “Cyfrowej demencji”) podkreśla, że dzieci oglądające telewizję w pierwszych latach życia, są wysoce narażone na późniejsze problemy w nauce. „Negatywny wpływ mediów na rozwój językowy dziecka jest (…) dwa razy silniejszy niż pozytywny efekt czytania dzieciom książek”
W obecnych czasach dzieci najczęściej oglądają telewizję w samotności i często bez ograniczeń. Bez dialogu i rozmowy z osobą dorosłą, maluch tworzy własne, zwykle nieprawdziwe interpretacje obrazu i przekazów językowych. D. de Kerckhove pisze o syndromie „brakującej połowy sekundy”. Polega on na tym, że szybkość wyświetlania obrazu telewizyjnego jest tak duża, że naszemu aparatowi percepcyjnemu brakuje połowy sekundy potrzebnej na to, aby mógł przetworzyć informacje i nadać im znaczenie
Mózg potrzebuje czasu, żeby przygotować się do wysokich technologii, a my małym dzieciom tego czasu nie dajemy. W efekcie one nie rozwijają tego, co jest najważniejsze, czyli empatii i umiejętności wchodzenia w relacje społeczne. Empatia to najważniejszy aspekt wychowania. Nie chodzi o to, by wszystkie dzieci miały wysokie wyniki w nauce, ale o to, by potrafiły zauważyć, kiedy np. mama przyszła zmęczona z pracy. Albo żeby mogły stanąć w obronie kolegi w szkole. To są emocje, których współczesne dzieci nie czytają. Mają niskie umiejętności językowe i to nie tylko dotyczące budowania zdań, ale właśnie czytania takich reguł społecznych.
Technologie są nieuniknione i potrzebne, ale nie wtedy, gdy dziecko jest małe. Optymalny okres to ten, gdy dziecko zacznie już mówić. Nie pojedyncze słowa, tylko kiedy zaczyna budować pełne zdania i kiedy wypracuje już akomodację i ruchy gałek ocznych. W opinii pani J. Cieszyńskiej do około drugiego roku życia dziecko nie powinno obejrzeć nawet trzyminutowej bajki. Nie oznacza to jednak, że tym samym możemy już z czystym sumieniem dać dwulatkowi do ręki smartfon, bo dziecko nie powinno uczyć się świata na podstawie płaskich obrazów. Dziecko musi dotykać, smakować, przekształcać, być aktywne, aby budować pojęcia.
Opracowanie: Elżbieta Stępień
Literatura: